„Pani Magdaleno, ja nie chcę wypominać Pani wieku (44 lata, AMH 0,14), ale bardzo przepraszam – to Pani jest „winna’” – lekarz totalnie obdarł mnie ze złudzeń. Dodał na odchodne, że tylko cud może mnie uratować (…). Ten sam lekarz 2 miesiące później: …oniemiały z zachwytu, potwierdził 5-tygodniowy pęcherzyk ciążowy.

Mam na imię Magdalena i liczę niemal 44 wiosny… Moja historia jest raczej nietypowa, chyba głównie ze względu na wiek. Dlaczego podjęłam decyzję o późnym macierzyństwie? Patchwork – bingo! Od 3 lat jestem ponownie szczęśliwą mężatką. Mam 2 synów i córkę z pierwszego małżeństwa, mąż 2 córki z poprzedniego związku. W związku z powyższym, mimo wieku, nie bardzo przewidziałam jakiekolwiek problemy z zajściem w ciążę – pomyślałam „dlaczego niby miałoby się nam nie udać?”. Wiem, że to być może naiwne, ale optymizm mnie nie opuszczał.

Dodam, że jako osoba niezwykle analityczna, dużo czasu zajęło mi podjęcie finalnej decyzji o powiększeniu rodziny z bardzo wielu względów, m.in. z racji wieku moich dzieci (aktualnie 23, 21 i 12), ich trudniejszych relacji z dużo młodszym rodzeństwem, mojego zdrowia oraz dobrostanu psychicznego czy nieprzewidzianych problemów dojrzałej ciężarnej typu nieubłagalne statystyki związane z obciążeniem genetycznym w przypadku kobiet 40+, pobyty w szpitalu itp. Podążałam za złotą myślą, że wszystko jest w głowie, i że wszelkie przeszkody uda się przezwyciężyć, bowiem jak twierdził Bryan Mayne „Jesteśmy tym, co myślimy. Wszystko, czym jesteśmy, wynika z naszych myśli. Naszymi myślami tworzymy swój świat”. Prawda jest taka, że tylko my sami możemy pozbyć się ograniczeń, toteż w styczniu 2022 roku postanowiliśmy z mężem przystąpić do działań.

Już na pierwszej wizycie w lutym poprosiłam lekarza, do którego uczęszczałam na regularne kontrole, o skierowanie na badania – tak na wszelki wypadek. Odmówił imputując, że skoro mam miesiączkę bardzo regularnie, żadne badania (mimo mojego wieku) nie są mi potrzebne. Po 3 miesiącach starań, mimo wskazania, abym pojawiła się na kontroli jedynie kiedy zatrzyma mi się miesiączka, odwiedziłam lekarza, nie stosując się do jego wytycznych, ponieważ byłam pewna, że w kwietniu w związku z częstomoczem na krótko przed menstruacją, nie doszło do zagnieżdżenia zarodka – co prawdopodobnie oznaczało ciążę biochemiczną. Chyba pierwszą w moim życiu… Nie wspominając o dość nietypowym przebiegu samej menstruacji. U lekarza byłam nieugięta.

Otrzymałam skierowanie na badania, które wykazały podwyższony poziom prolaktyny (dwukrotnie przekroczona norma), co skutecznie uniemożliwia zagnieżdżenie. Aby unormować parametry „hormonu stresu” przyjmowałam regularnie Bromergon, który skutecznie obniżył wartości niemal do zera (rzekomo to nie stanowi rażącej przeszkody, choć idealne parametry prolaktyny sprzyjające udanemu zapłodnieniu powinny być wyższe).

Dodatkowo, w toku kilku następnych wizyt dowiedziałam się, że mam niedomogę fazy lutealnej (faza skrócona), która prawdopodobnie mocno utrudnia zagnieżdżenie, na które najzwyczajniej organizm nie ma czasu. Przyznam, że wydawało mi się to dziwne, ponieważ ja doskonale wiedziałam nawet bez testów owulacyjnych, kiedy nadchodzą dni płodne (wyśmienicie dzięki wyczulonej obserwacji znałam i znam swój organizm), więc liczyłam dni fazy lutealnej – w zależności od miesiąca było ich 11 – 13, a minimalna wartość to 11… Na wydłużenie fazy lutealnej przyjęłam 2 razy duphaston w drugiej części cyklu, ale kiedy w sierpniu w 14-stym dniu od przyjęcia pierwszej tabletki po dniach płodnych zrobiłam BetaHCG (na wyraźne wskazanie lekarza), wyrzuciłam całą farmakologię ze swojej szafki w akcie bezradności, ale i też olbrzymiej złości, bo niewątpliwie lekarz nie do końca wiedział, w jakim kierunku działać. Przyjmuję medykamenty, kiedy ma to sens.

Generalnie jestem bardzo daleka od tego, tym bardziej taka bezradność bardzo doświadczonego ginekologa rozłożyła mnie na łopatki. Nigdy mi nie powiedział, że oocyty są dużo gorszej jakości u kobiet w moim wieku, że sama owulacja nie jest już na tyle dobrej jakości, aby mogło dojść do zapłodnienia, że to jest po prostu bardzo trudne… Przecież to były kluczowe informacje. Całą tę wiedzę zdobyłam uporczywie poszukując odpowiedzi na nurtujące mnie pytania w sieci – pytanie czy tak to powinno wyglądać?

Na marginesie dodam, że wyniki męża oraz moje (początkowo poza prolaktyną oczywiście) lekarz określił jako nie rewelacyjne, ale całkiem ‘znośne’, więc życzył jedynie powodzenia.

Po sierpniowej porażce coś się we mnie zmieniło, bowiem uznałam, że każdy cykl przysparzał mi za wiele stresów. Wciąż się koncentrowałam na tym, czy dostanę okres i za każdym razem przeżywałam zawód. Oj, nie tędy droga. Postanowiłam to zmienić.

Potem nieudany ze strony lekarza (nawet nie chcę tego komentować) monitoring cyklu w październiku i znów ciąża biochemiczna. DOŚĆ! Zmieniłam lekarza. Nie traciłam czasu – z końcem października przedstawiłam wyniki naszych badań nowemu panu doktorowi. I zaskoczenie. Diagnoza była zgoła inna – wyniki męża rewelacyjne, ale moje AMH (rezerwa jajnikowa) – 0,14 – dużo poniżej mediany dla kobiet w przedziale 42-45 lat.

„Pani Magdaleno, ja nie chcę wypominać Pani wieku, ale bardzo przepraszam – to Pani jest „winna’” – lekarz totalnie obdarł mnie ze złudzeń. Dodał na odchodne, że jedynie cud może mnie uratować, sugerując in vitro – a to akurat oczywiście z miejsca wykluczyłam. Nawet zalecił mi przyjęcie kilku tabletek Aromka na pobudzenie pracy jajników, co zaskutkowało z pewnością kolejną ciążą biochemiczną w listopadzie (tu byliśmy najbliżej sukcesu – druga blada kreska na teście ciążowym pojawiła się po raz pierwszy) …

Być może w ciągu tych 2 następujących po sobie miesięcy te 2 ciąże biochemiczne pojawiły się dlatego, że odpuściłam comiesięczne wyczekiwanie na ciążę, i byłam bardziej wyluzowana, niemniej jednak, nie rozumiałam, dlaczego dochodzi do zapłodnienia (nie był więc to taki wielki cud) a ciąża nie może się utrzymać. Nie miałam problemów z tarczycą, nie miałam zespołu policystycznych jajników, żadnych zrostów, mięsaków, niedrożnych jajowodów itp. Byłam potencjalnie naprawdę zdrową kobietą po 40-stce ze względnie dobrymi wynikami – tylko niskie AMH miało warunkować niemożność zostania ponownie matką. Nie powiem, było to bardzo frustrujące. Zdałam sobie wtedy sprawę, że nic nie trwa wiecznie, a macierzyństwo ma swoją datę ważności…

Znów eksplorowałam literaturę w sieci i tak naprawdę nie wiem, w jaki sposób natknęłam się na stronę Pani Basi wczytując się z wielkim zaciekawieniem w szczegóły jej Programu ”Płodność na talerzu”.  Umówiłam się na konsultację. Wcześniej wysłałam mailem całą litanię wyników. Usłyszałam:

”Pani Magdo, kobiety nie z takimi wynikami zachodzą w ciążę. Owszem, nie mamy najlepszego AMH i nie da się zwiększyć rezerwy jajnikowej, ale możemy te komórki odżywić i będą w stanie pięknie dojrzeć i być zdolne do zapłodnienia. Ja nic nie gwarantuję. Regeneracja komórek potrwa 2-3 miesiące. Wszystko zależy od organizmu kobiety”.

Pani Basia, to nie tylko dietetyk z powołania, ale bardzo troskliwa młoda kobieta. Traktuje swoje pacjentki holistycznie – zaleca im aktywność fizyczną, dbałość o higienę snu, redukcję stresu. I wszelkie inne rzeczy, które prowadzą do homeostazy organizmu kobiety, który jest ostatecznie gotowy na poczęcie nowego życia. Pani Basia ułożyła mi dietę pro-płodnościową, zaleciła ograniczenie godzin pracy, zdrowy sen, swego rodzaju hierarchizację priorytetów, aktywizowałam swój organizm fizycznie (wdrożyłam spacery i niekiedy bieżnię), no i rzecz jasna, odpowiednie suplementy wyrównujące poziom hormonów. Suplementy zakupiłam na 3 miesiące, ale nie zdążyłam zażyć nawet jednego pełnego opakowania… Dietę rozpoczęłam dokładnie 27 grudnia.

Z końcem stycznia zaplanowaliśmy z mężem krótki urlop w górach. Duża dawka aktywności, dieta  (nawet na stok zabierałam przygotowane posiłki) i suplementy. A przede wszystkim mega uśmiech i dobre, bezstresowy nastrój każdego dnia. Choć jestem pracoholikiem, tam zapomniałam o pracy i codzienności. Naprawdę nie wiem, który z tych czynników był decydujący – myślę jednak, że każdy jeden ruch był cegiełką do sukcesu. 10 lutego zobaczyłam 2 wyraźne kreski na teście, a tydzień później lekarz, oniemiały z zachwytu, potwierdził 5-tygodniowy pęcherzyk ciążowy.

Obecnie jestem w 29 tygodniu ciąży. Wciąż odbywam regularne konsultacje z Panią Basią. Wykonaliśmy wszystkie możliwe badania – będziemy mieć zdrową córeczkę. Ciąża przebiega bez żadnych powikłań – zdaniem lekarza jej przebieg jest imponujący. Moc sprawcza Pani Basi jest doprawdy nieoceniona. Mam świadomość, że jest to moja czwarta i ostatnia ciąża, i przyznam, że staram się cieszyć każdym ruchem maluszka, każdą obserwacją, bo te chwile już nigdy nie wrócą, a cieszą tym bardziej, kiedy mamy świadomość, jak wyboista była droga do sukcesu.

”To, czy postrzegamy porażkę jako przeszkodę, czy jako początek czegoś nowego, zależy od sposobu, w jaki używamy swojego umysłu”. Być może najwspanialszym aspektem wolności człowieka jest możliwość i umiejętność wyboru własnych myśli niezależnie od sytuacji. Niskie AMH może nie oznacza natychmiastowego sukcesu, ale jednakowoż nie oznacza porażki. Życzę wszystkim Paniom wytrwałości i wiary w sukces. Zakwestionujcie ograniczające Was nastawienie i zastąpcie je pozytywnym i inspirującym przekonaniem, że na pewno sukces w postaci maleństwa nadejdzie.

Gorąco POLECAM Panią Basię!

M.B.K.

_______

Kilka tygodni później miałam przyjemność poznać Rodziców osobiście i maleńką Biankę Luizę. Prześlicznego, tygodniowego bobaska, która jak mi się wtedy wydało obdarowała mnie swoim nieświadomym uśmiechem. Nawet na chwilę otworzyła oczka, aby sprawdzić kim jest ta „dietetyczna ciocia”. Moje serce rośnie, kiedy doświadczam razem z Wami tego CUDU. I wiem, że choć może się to wydawać niemożliwe, warto zawalczyć. Dieta i styl życia to jedyny czynnik wpływający na płodność na jaki możemy mieć świadomy wpływ. I dobrze jest powiedzieć sobie – zrobiłam/em wszystko co można było zrobić.

Twój dietetyk – Basia

Poniżej zostawiam link do wspomnianego programu, w którym skupiamy się na zadbaniu o jakość komórek jakowych i plemników. Skupiamy się na przygotowaniu do ciąży oraz przygotowaniu do procedury in vitro, jeżeli taka jest Twoja decyzja. Program kierowany jest do kobiet, mężczyzn oraz do par razem.

Share This Story, Choose Your Platform!