Płodność na talerzu - historia„Z mężem (wtedy jeszcze narzeczonym) staraliśmy się o potomka już trzeci rok, kiedy w grudniu trafiliśmy na p. Basię. Byliśmy teoretycznie zdrowi, przebadali nas już wszyscy lekarze w kwestiach płodności, ja miałam odrobine za wysokie TSH jak na osobę, która ma być w ciąży, ale nadal mieszczące się w normach.

Z Panią dr która prowadziła naszą sprawę umawialiśmy się na terminy inseminacji co było dla mnie ciężką decyzją, bo wiązało się z podawaniem hormonów co jest obciążeniem w kwestii podatności na ewentualne przyszłe nowotwory. Prowadziliśmy kalendarzyk, testy owulacyjne, nie stresowaliśmy się, ogólnie wszystko jak trzeba, ale jakoś nie szło, więc pomyśleliśmy ze nie zaszkodzi zasięgnąć opinii dietetyka związanego tak bardzo z płodnością.
p. Basia poprosiła nas o zapisywanie wszystkiego co jemy przez tydzień, przeprowadziła z nami później długie spotkanie, na którym omówiliśmy nasze cele, że borykamy się z tym TSH i z męża alergią na orzechy. Zależało nam też na pozbyciu się kilku kilogramów (5-6) i żeby nie gotować oddzielnie posiłków i cały dzień stać przy garach.

Po kilku dniach dostaliśmy piękna tabelkę z posiłkami na cały tydzień i lista zakupów do nich potrzebnych. Zaczęliśmy od razu. Mi przypadła do gustu większość posiłków, mężowi trochę mniej, ale udało nam się tak dopracować grafik jedzeniowy ze wszystko wszystkim smakowało.
Zrzuciliśmy kilka kg jak chcieliśmy, a po 3 miesiącach zaszłam w ciążę (pisząc ten długi wywód patrzę na śpiącego dzieciuszka).
Nie twierdze ze to na 100% kwestia zmiany diety, ale cieszę się ze podjęliśmy decyzje o współpracy, bo nie wiadomo jakby było, gdyby nie to. Dodatkowo mój sposób żywienia zmienił się już chyba na zawsze i mimo, że nie stosuje już restrykcyjnie dań i ilości z tabelki, to mam kilka ulubieńców, które często pojawiają się na stole.”

M.D.